Chciałoby
się coś napisać, powiedzieć, wyjaśnić. A w głowie pustka, totalna pustka. Z
natury jestem takim człowiekiem, że na określony, interesujący mnie temat mam
dużo do powiedzenia. I tu, w tym miejscu, także powinnam być wylewna. Ale nie
jestem. Trudna ze mnie osoba. Wiem to doskonale.
Dzień
dobry! – to tak na dobry początek. N-ty, ale ciągle początek.
Tak
– od ponad roku obiecuję nową historię. Tak – raz na „ruski rok” się uaktywniam
i użalam nad swoją weną twórczą. Tak – jestem niesłowna i boli mnie to
cholernie. Bo ze mną jest tak: nie mogę jak niektórzy tworzyć historii tak, że
mam mały zarys, dodaję pierwszy rozdział, myślę nad kolejnym, mam wenę twórczą
więc piszę kolejny.. Nie. Ja muszę mieć napisane wszystko od początku do końca,
wszystko dopięte na ostatni guzik. Co najmniej kilka rozdziałów muszę mieć
stworzone, żeby mieć jakiś punk zaczepienia. Taka jestem, nic nie poradzę.
Mam
taki głupi charakter, że po opublikowaniu jednego rozdziału nie mogę zebrać
siebie i swoich myśli do kolejnego. Po prostu nie mogę. Coś mnie blokuje. I
choć w głowie mam tysiące pomysłów, kiedy zasiadam do laptopa mam totalną
pustkę. Nie wiem co robić, co pisać. Wiem, marne wytłumaczenie, ale lepsze to
niż żadne, prawda? No właśnie.
Najwytrwalsi
(o ile tu tacy się znajdują, w co szczerze wątpię, a mimo to piszę) zauważyli
pewne zmiany na blogu. Wasza „Allie” znów ma „genialny pomysł” na nową historię
z tą różnicą, że mam chęć do jej tworzenia, mam koncepcję, wizję bohaterów. Nic
tylko pisać, poważnie.
Dobra,
starczy tego paplania o głupotach. Czas się spiąć pośladki, jak to mawia mój
dobry kolega i wziąć się do roboty, bo opowiadanie samo się nie stworzy. Ci,
którzy to przeczytali niech zostawią ślad, że tu byli. Że chcą mi dać kolejną
(już ostatnią mam nadzieję) szansę i wspierać w tworzeniu tego, co narodziło
się przed niespełna dwu tygodniami w mojej głowie.
Pozdrawiam
wszystkich serdecznie,
Allie.